Co wolno fotografować w Moskwie?
Przygotowując się do wyjazdu przeczytałam kilka uwag na temat tego, co wolno, a czego nie wolno fotografować w Moskwie.
Chcąc robić zdjęcia w muzeach najczęściej trzeba wykupić specjalny bilet. W Muzeum Kosmonautyki zaskoczyła mnie informacja, że fotografowanie komórką jest bezpłatne. Tu prawie każdy musi mieć zdjęcie z Biełką i Striełką – suczkami wystrzelonymi w 1960 roku na orbitę okołoziemską w radzieckim satelicie Sputnik 5. W świątyniach trzeba pytać o zgodę. Zazwyczaj nie robi się zdjęć w trakcie nabożeństw. O tym, że w tego rodzaju obiektach nie używa się flesza nie muszę dodawać.
Ciekawą sprawą jest fotografowanie na Placu Czerwonym i w jego pobliżu.
W internecie przeczytałam, że oficjalnie obowiązuje zakaz profesjonalnego robienia zdjęć. Mniej więcej znaczy to tyle, że aby korzystać ze statywów, dużych aparatów (wysokość powyżej 14 cm) i aparatów z obiektywem, którego średnica jest większa od 70 mm, trzeba mieć pisemne zezwolenie komendanta Kremla. Wybierając się na plac Czerwony, zanim wyciągnęłam mój profesjonalny aparat (średnica obiektywu 77 mm), bacznie się rozglądałam, czy aby rzeczywiście nie naruszam prawa, i czy w moim kierunku nie zmierza jakiś funkcjonariusz. Na początku starałam się dyskretnie robić zdjęcia. Jednak trochę zawiedziona, że na nikim nie robiło to wrażenia, fotografowałam normalnie, czasem zdarzało się, że również policjantów.
Nie mogłam sobie odmówić wejścia do Mauzoleum Lenina. Na własne oczy chciałam zobaczyć mumię towarzysza, która rzeczywiście nie przypomina mumii. Tu oczywiście o robieniu zdjęć nie było mowy.
W metrze również obowiązuje zakaz na profesjonalne fotografowanie. Wcześniej taki zakaz dotyczył także amatorów. Jednak w 2007 r. zmieniono ten przepis, bo i tak nikt go nie przestrzegał. Oczywiście w metrze robiłam zdjęcia lustrzanką. Tu nie widziałam żadnego zagrożenia z wyjątkiem „nacierających na mnie” tłumów ludzi. Najlepiej jest więc w metrze fotografować w weekendy lub poza godzinami szczytu.
W moich obszarach zainteresowań były też miejsca, gdzie przetrzymywano i torturowano więźniów politycznych. O ile nie łatwo było do nich dotrzeć, to w trakcie robienia zdjęć z zewnątrz nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Widać czasy się zmieniają. Miałam też okazję wejść do jednego z aresztów śledczych, gdzie bliscy przekazywali paczki osadzonym. Bardzo korciło mnie, aby wyciągnąć aparat. Tak się jednak nie stało. Pomyślałam sobie, że ludzie znajdujący się w środku, z pewnością nie byliby tym faktem zachwyceni.